rejs po morzu
Komentarze: 3
Dziś trafiła się nam nie lada gratka, bo rejs statkiem wycieczkowym po morzu. Mój brat pływa na takim i zaprosił nas na pokład. A że fala była całkiem całkiem, to huśtało bardzo przyjemnie. Na dziobie dzieci krzyczały, jak na szybkiej karuzeli, a grzywy fal rozbryzgiwały się i moczyły tych, co stali blisko burty. Moim Muszelkom jednego rejsu było mało, porposiły o drugi. Popłynęliśmy. Huśtało jeszcze bardziej. Gdzieś w połowie kursu, maluchy stały się mniej ruchliwe. Schowały się do mesy, siadły niemrawo przy stole i zaczęły im się zmieniać kolorki twarzy: blady, zielony, czerwony.
- Oj, niedobrze! Nela choć tu bliżej! Chodź, chodź, mam tu woreczek!
Nie zdążyła, chlusnęło z niej.
- Spokojnie, kochanie, nie płacz! Tak się czasem dzieje na morzu.
- Mamusiu! Chcę już do domu!
- Nie możemy, musimy dopłynąć do portu.
- Mauuusiuuuu! Chcę do domuuuu!
W tym czasie Michałek znieruchomiał na dobre. Mętny wzrok. Nagle złapał się za brzuszek.
- Boli mnie brzuch!
- Niedobrze ci?
- Boli mnie brzuch!
Do woreczka Misiu, do woreczka!
Nie wiedziałam komu trzymać woreczek. I wkońcu sama nie wytrzymałam. To był widok! Brakowało mi jednej ręki, bo musiałam trzymać trzy woreczki. Hi, hi! Córka Rybaka i wnuki rybaka! Taka plama!
Teraz chce mi się śmiać z tej morskiej przygody. A rejsy zaliczone! I to najważniejsze.
A jakie cudowne fale! Ach! i Och!
Dodaj komentarz