Archiwum 21 maja 2004


maj 21 2004 poprawiam sobie humor
Komentarze: 6

I dlatego urządziłam sobie na balkonie coś o czym od początku wiosny myślałam, a mianowicie "biurko" na balkonie. Zataszczyłam tam mojego laptopa i pracuję nad książką, której szkic powstał jeszcze w tamtym roku przed śmiercią Mamy. Teraz dodaję istniejącej już treści, nastroju, serca i wzruszeń. Kilka godziń siedziałam nad trzema akapitami. Zaiste dużo łatwiej jest pisać samą fabułę, wydarzenie po wydarzeniu, niż nadawać im koloryt, nadawać im ciężar gatunkowy, ciepło albo chłód. Tu trzeba ważyć każde słowo, ba, nawet każdy przecinek, który potrafi zmienić rytm zdania, a więc i rytm wzruszen czytelnika.

Chciałabym się zasiedzieć przy tym moim letnim "biurku". Jak się pięknie urządzę, zrobię zdjęcie. Teraz jest tylko prowizorka.

A rano, kiedy Marcin wybył na drugi koniec Krakowa do swojej pani doktor, ja wrzuciłam do wieży swoje stare kasety z "Gumą do żucia" Jandy, a potem z piosenkami Tosi Krzysztoń. Śpiewałam z nimi na cały głos, nie szczypiąc się. Marcin nie lubi, gdy to robię, a ja uwielbiam śpiewać, uwielbiem od dzieciństwa. Podrzuciłam całe 6 litrów nowej ziemi mojemu największemu fikusowi-beniaminkowi, zlałam go woda pod prysznicem, a potem zabrałam się za w/w balkon i "biurko".

Udaję, że dół mi mija. Może minie...

 

muszelka : :