Archiwum 30 września 2005


wrz 30 2005 odejście Taty
Komentarze: 4
To już rok, jak po Mamie odszedł i Tata.
Pamiętam ten poranek, kiedy kolejny dzień jechałam busem z Darłowa do Koszalina, gdzie leżał od tygodnia w głębokiej śpiączce. Na Górze Chełmskiej, która poprzedza wjazd do miasta, liście nabierały pierwszych jesiennych barw. W powietrzu było wilgotno, ale przyjemnie. Zapowiadał się piękny dzień...
Nie dla mnie jednak...
Brama szpitala, oddział neurologiczny, drugie piętro... Pamiętam, jak dziś, że kiedy tylko weszłam na oddział, miły pan od rehabilitacji, którego widywałam wcześniej, jakoś dziwnie szybko odwrócił się na mój widok i zniknał w najbliższej mu sali. Szłam długim korytarzem, jak zawsze z sercem trzepoczącym się z przeogromnego niepokoju. Już widziałam salę intensywnej terapii... Już zobaczyłam puste łożko Taty...Ale umysł nie nadążał za przeczuciem... - Gdzie jest tan Pan, co tu leżał? - usta same zadały pytanie pielęgniarce. Właściwie jej nie widziałam, właściwie jej nie słyszałam. A ta ostateczna wiadomość sama spadła na mnie i ścisnęła moje serce i moje gardło. - Umarł dziś nad ranem. - chyba powiedziała coś takiego.
"Nie mam już Taty...Nie mam..."
Nie płakałam. W tatmtym bólu nie płakałam. "Znieczulenie" uderzenia było doskonałe. Wykonywałam automatyczne czynności. Odebrałam jego rzeczy osobiste. Podpisałam nawet. Wyszłam z tobołkiem przed szpital. Wsiadłam do busu powrotnego. Nic nie widziałam. Ani pięknej Góry Chełmskiej, ani jeziora. Wysiadłam, jak tysiące razy onegdaj jako licealistka, na końcowym przystanku w Darłowie. Musiałam zacząć widzieć, bo wracałam do dzieci. Znieczulenie innych zmysłów wciąż działało. Nie płakałam.

Tak było przed rokiem...Płacz nadchodził powoli. Wieczorami. To nie jest zupełna prawda, że czas leczy...U mnie to nie działa. To rozstanie z Rodzicami boli coraz bardziej. Czemu nie dostałam znieczulenia na zawsze?
muszelka : :