Archiwum 15 grudnia 2003


gru 15 2003 rozmyślania-użalania
Komentarze: 10

Bywa, że podczas domowych zajęć rozmyślam o problemach znajomych z blogów. Często myślę o Martyni i jej patowej sytuacji, a dziś pomyślałam sobie (wybacz Martyniu), że jej sytuacja nie jest jeszcze taka najgorsza. Ma o kim mysleć, ma za kim tęsknić, czasem spotyka się znim. Wie o jego miłości, czułości...

A ja mam męża obok. Wygląda jak ten cudowny facet, z którym poszłam do ołtarza, z kórym przeżyłam wiele niezwykłych chwil. To on, a jednak nie on. Chodzi koło mnie, śpi koło mnie, wszystko robi koło mnie. Bywa nieobliczalny. Jest chłodny, zdystansowany. Nie rozumiem go. Przestał być agresywny i autoagresywny, ale jakby nie ma w nim życia uczuciowego, ani wobec mnie, ani wobec dzieci...

Jest bezradny. Cierpi. Boi się. Nie umie przybić gwoździa, ani niczego naprawić. Koncentruje się na podstawowych potrzebach.

Tęsknie za moim mężem, który jest, ale go nie ma. Jak opisać ten ból? Jak myśleć o przyszłości? Jak znieść taką samotność? Czy ja jeszcze mogę na coś liczyć? Na coś czekać?

 

muszelka : :