Archiwum 04 lipca 2004


lip 04 2004 ile razy?
Komentarze: 5

I znowu, znowu to samo...Cały dzień spał, a ja w tym czasie musiałm wykonac tysiące czynności związanych z prowadzeniem domu. Nie kiwnął palcem. Interesuje go tylko jedzenie. wieczorem, gdy poprosiłam, aby choć pomógł dzieciom uprzątnąć pokój, najpierw wcale się nie odzywał, a potem powiedział, że ogląda mecz (co oznaczało, że nic więcej go nie obchodzi). Znowu ma to lodowate, wrogie spojrzenie, znowu wyzywa mnie od głupich i obwinia o wszystko.

Nikt, kto nie ma w domu chorego na schizofrenię i jest z nim sam na sam, nie zrozumie mojej sytuacji, mojej udręki. Choćbym się zaryła, choćbym zdychała z bólu, muszę osobiście zrobić najmniejszą rzecz, jaka jest do wykonania każdego dnia, bo nie ma mnie kto zastąpić, czy wyręczyć. Choćbym nie wiem, jak się starała, ustępowała, pielęgnowała, i tak zostanę wyzwana.

Marcin jest ode mnie uzależniony. Nie umie beze mnie funkcjonować, nie czuje się bezpieczny, ale sam o tym nie wie i traktuje mnie jednocześnie niczym worek treningowy, na którym się wyżywa. Nikt nie wie, jaka jestem nieszczęśliwa i jak beznajdziejne jest moje położenie.

Ten, który mnie tak kochał i tak o mnie dbał, rozpieszczał, zamienił się w sopel lodu, gbura wiecznie nachmurzonego, automat o dziwacznych reakcjach i zachowaniach. Chyba łatwiej jest pożegnać się z Miłością, której ikony już nie oglądasz, niż Miłością, której żywy obraz (choć zniekształcony) masz cały czas koło siebie?

 

muszelka : :