Komentarze: 7
Bardzo bym chciała wrócić do codziennych medytacji. Pamietam, ile dobrego wnosiły w moje życie. Potem wszystko nabrało jakiegoś przyspieszenia, niemal szaleństwa. Nawet trudno określić, kiedy przestałam. Pewnie powoli, niedostrzegalnie...
Wczoraj natomiast przemiła pani z biblioteki dała mi nówkę "spod lady" (zawsze zostawia mi biblioteczne rarytasy), choć nie miała pojęcia o moich inklinacjach do De Mello. Otóż dała mi "Poszukiwania duchowe z Tonym de Mello". Aż mnie zatkało. Przyjęłam to jako znak. Od razu zaczełam pochłaniać treść i natychmiast obudziłą się ta tęsknota. Szkoda, że moje "Przebudzenie" poszło w świat (ktos pożyczył i nie oddał). Mam na szczęście własną "Sadhanę". Teraz muszę wygospodarować spokojny czas w ciągu dni, co u mnie graniczy z cudem. Pewnie będzie to wieczór, kiedy reszta rodzinki już chrapie. Może ja nie usnę podczas tych ćwiczeń...
Takie medytacje bardzo uspokajają, wnoszą harmonię, pokój, lepiej sie po nich myśli i ogólnie lepiej sie funkcjonuje. O korzyściach duchowych nie wspomnę.
Na koniec przytoczę jedną z sentencji z tej książki:
Najlepszy czas na zasadzenie drzewa minął dwadzieścia lat temu.
Kolejny najlepszy czas jest teraz. (przysł. chińskie)