Komentarze: 1
To taki magiczny dzięń i w dodatku niedziela...
Kobiety, które miały termin porodu w pobliżu tego dnia, pewnie drżą, aby się nie zaczęło...W końcu mieć urodziny co cztery lata to mała frajda.
A tak poza tym lubię ten dzień. Teraz od nowa będziemy ciułali nadprogramowe minuty w obiegu ziemi, aby za cztery lata wyrównać rachunek.
Kosmiczne uwarunkowania, zakręcony czas, kombinacje człowieka, aby wszystko się zgadzało, i w mikrokosmosie i w makrokosmosie. Wczoraj usłyszałam pocieszająca wiadomość: "w tym stuleciu nie grozi nam zderzenie z jakimś wielkim odłamkiem z wszechświata".
Jezus na pustyni...głodny...samotny...dzielny...konsekwentny. Znowu zmierza do Jerozolimy...A dokąd ja zmierzam? Jaki będzie mój tegoroczny post? Problem wiary w zmartwychwstanie nigdy nie był mi tak bliski...
Czas ucieka, wieczność czeka...
Ale jaka trudna droga przede mną...
Matko, co to za dzień, ten 29 lutego? Jeszcze trochę i zaplączę się w filozofię...