Komentarze: 1
Przyjaciel mojego Michasia, też Michaś, koniecznie chciał, abym to własnie ja tym razem ostrzygła mu włosy. Za nic nie dał się, jak zawsze, zaprowadzić do fryzjera. No i przyjechali do nas. Najpierw dla kurażu ostrzygłam maszynka mojego synka, a maszynka działa, niczym mały traktor. Miś szybko wziął prysznic i po pary minutach był jak nowo narodzony. Pod "strzyżarkę", jak ją nazywa, trafił drugi Michałek. Poniewaz ma dużo rzadsze włosy, postanowiłyśmy, że zastosujemy większy rozmiar, aby nie ogolić go na łyso. Usiadł, ja puściłam traktor w ruch. Najpierw delikatnie, badawczo, a kiedy zobaczyłam, że jest dobrze, zamachnęłam się duzo śmielej. A tu nakładka na maszynke spadła, a ja pojechałam "strzyżarką" po skórze dziecka. Wszystkim dech zaparło! Oprócz samej "ofiary".
Ajajaj! Wyglądało paskudnie! Musiałam cały tył ostrzyc tak krótko. Tylko z przydu udało się [ci tak, jak zamierzałyśmy. Mój Marcin kiwał z dezaprobatą głową i nic nie mówił, mnie zbierało się to na smiech, to znowu było mi głupio. Sam Michal widzac siebie w lustrze tylko z przodu był bardzo zadowolony.
Ajajaj!
Kiedy rowerami pojechali do siebie, zadzwoniłam do ich głowy rodziny, by uprzedzić go o katastrofie. Wiem, że to holeryk, więc bałam się, by nie wypędził zony i synka z domu ;-)
No i tak teraz sobie, co jakiś czas przypominam tę niemal łysa czaszkę Michała i widzę całą rodzinkę np. w kościele, a to wywołuje u mnie wybuchy śmiechu. Okropnie ostrzygłam tego nieboraka! Ale to był ich pomysl. Ja się nie narzucałam, ba, ja nawet tego nie wymyśliłam.
Ajajaj! Dobrze, że to nie na zawsze i natura wszystko skoryguje!