Komentarze: 3
Kiedy późnym wieczorem wykonuję swoją ostatnią czynność dnia, a mianowicie przykrywanie dzieciaków, z mojej podświadomości wysuwają się na jawę wspomnienia z dzieciństwa. Czuję, jakby
to mnie Mama poprawiała w łóżku (bo zapewne tak robiła). MOje zmysły przypominają sobie to uczucie ulgi, kiedy okrywała zmarznięte nóżki, czy pupę, albo ulgi, kiedy przerzucała (trochę wietrząc) kołderkę na drugą stronę i ten cudowny chłód dotykał i otulał moje spocone ciałko.
Tak i moje dzieciaki raz są zziębnięte (w zimie, czy jesienią), a teraz przepocone, choć śpia pod kocykami obleczonymi w powłoki, a zamiast piżamek mają lekkie ciuszki. Odwracam i wietrzę te letnie kołderki, przewracam podusie na drugą (chłodną) stronę,
odgraniam mokre, bo spocone włosy. Dzieci odruchowo zmieniają pozycję i głęboko łapią powietrze, rozluźniają się, a ja wiem... a ja fizycznie czuję tę błogość chwili, bezpieczeństwo i miłość...
Ach, Mamo! Dziękuję!