Archiwum lipiec 2004, strona 2


lip 06 2004 CU
Komentarze: 11

Za kilka godzin wyruszamy. W zasadzie wszystko gotowe. Rzeczy do zabrania nawet mniej, niż myślałam, co przy moim "zboczeniu" jest sukcesem. Zawsze bowiem wydaje mi się, że czegoś może nam zabraknąć. Nawet kiedy jeździłam jeszcze do Rodziców, pakowałam strasznie dużo bagażu, a dziś, proszę. Na pięć osób (jedzie z  nami bratanica Marcina) tylko duży plecak, torba i dwa małe plecaki. Cool. Dzieci co chwila pytają, kiedy i kiedy.

No dobra, następne widzenie z kawiarenki w Darłowie. Życzcie nam słońca, słońca i słońca!

 

muszelka : :
lip 05 2004 fundusze na wakacje
Komentarze: 2

Na wakcje możemy wyjechać tylko dzięki moim dwom dużym artykułom. Dgyby one nie ukazała się w odpowiednim czasie, nie mielibyśmy najmniejszych szans na Darłowo.

A przed chwilą skończyłam kolejny obszerny materiał i przepycham go wraz ze zdjęciami przez wąskie gardziołko skrzynek pocztowych. Będzie kasa na wyprawki do przedszkola :-)

Marcin nadal nieprzyjemny w odbiorze, mnie już dopadła nerówka przed wyjazdem. Jeszcze tyle rzeczy trzeba wykonać...

Jest jednak przynajmniej jedna optymistyczna sprawa: razem z nami nad morze pojedzie pogoda. No, i na tym trzeba się skupić.

 

muszelka : :
lip 04 2004 ile razy?
Komentarze: 5

I znowu, znowu to samo...Cały dzień spał, a ja w tym czasie musiałm wykonac tysiące czynności związanych z prowadzeniem domu. Nie kiwnął palcem. Interesuje go tylko jedzenie. wieczorem, gdy poprosiłam, aby choć pomógł dzieciom uprzątnąć pokój, najpierw wcale się nie odzywał, a potem powiedział, że ogląda mecz (co oznaczało, że nic więcej go nie obchodzi). Znowu ma to lodowate, wrogie spojrzenie, znowu wyzywa mnie od głupich i obwinia o wszystko.

Nikt, kto nie ma w domu chorego na schizofrenię i jest z nim sam na sam, nie zrozumie mojej sytuacji, mojej udręki. Choćbym się zaryła, choćbym zdychała z bólu, muszę osobiście zrobić najmniejszą rzecz, jaka jest do wykonania każdego dnia, bo nie ma mnie kto zastąpić, czy wyręczyć. Choćbym nie wiem, jak się starała, ustępowała, pielęgnowała, i tak zostanę wyzwana.

Marcin jest ode mnie uzależniony. Nie umie beze mnie funkcjonować, nie czuje się bezpieczny, ale sam o tym nie wie i traktuje mnie jednocześnie niczym worek treningowy, na którym się wyżywa. Nikt nie wie, jaka jestem nieszczęśliwa i jak beznajdziejne jest moje położenie.

Ten, który mnie tak kochał i tak o mnie dbał, rozpieszczał, zamienił się w sopel lodu, gbura wiecznie nachmurzonego, automat o dziwacznych reakcjach i zachowaniach. Chyba łatwiej jest pożegnać się z Miłością, której ikony już nie oglądasz, niż Miłością, której żywy obraz (choć zniekształcony) masz cały czas koło siebie?

 

muszelka : :
lip 03 2004 nawrót
Komentarze: 6

No to "dzięki " sąsiadom, Marcin ma nawrót psychozy. Siedem miesięcy w szpitalu i kilka miesięcy chuchania i dmuchania na niego w domu, całe wysiłki jego lekarza, poszły na marne. A smarkacze dalej się wyżywają ku satysfakcji swoich rodziców. Naprawde mogą być z siebie dumni...

A ja się znowu boję...

 

muszelka : :
lip 03 2004 mój Kraków
Komentarze: 5

 























muszelka : :