Najnowsze wpisy, strona 27


maj 28 2004 kaprysy
Komentarze: 3

Miał byc płot. Zdążyli postawić słupki, które tkwiły pod oknami dwa dni. Wczoraj przyszli ci sami panowie, co je wkopali i zalali betonem, aby też same metalowe słupki uciąć tuż nad ziemią. Pytam więc lekko zszokowana:

- Czyżby zmiana planów?

- Tak. Siatki nie będzie. - usłyszałam w odpowiedzi.

- Acha...To fajnie. - wróciłam do mieszkania ogłosić dobra nowinę Marcinowi.

Widać w administracji ktos interweniował. Pewnie sąsiadka, która (także na parterze mieszka i ma schodki do balkonu) ma córkę poruszająca się na wózku.

I tak skończyła się trzydniowa "zadyma" z płotem. Ciekawe jednak któż to nalegał, aby postawić ów płot? Bo teraz wśród sąsiadów słyszę same protesty przeciwko temu pomysłowi. Ech, ludzie sami nie wiedzą, czego chcą i szybko zmieniają swoje opinie.

Najważniejsze, że nie będę miała tego płotu pod samym oknem.

Tu sobie stoi słup:

A tu po słupie został dół:

muszelka : :
maj 26 2004 pomysły sąsiadów
Komentarze: 5

Niestety, nie mogę poszczycić się udanymi sąsiadami. Staram się przymykać oczy na ich różne przejawy złośliwości, bezmyślności, a nawet głupoty. Ostatnio jednak naprawdę zirytowałam się na ich pomysł. Otóż wymyślili sobie i wycisnęli na administracji postawienie płotu od strony balkonów tak, aby ludzie nie chodzili pod samymi balkonami. Wczoraj rano wychodzę sobie na balkon, a tam dwaj faceci kopią dużą dziurę w ziemi tuż koło mojej róży posadzonej w tamtym roku.

- Co panowie tu robią? - pytam zaskoczona.

- Stawiamy płot?

- Płot? Jaki płot? Po co? Wpoprzek chodnika? - wyrywają mi się kolejne pytania.

- Płot, siatkę odgradzającą, aby ludzie tędy nie chodzili. - tłumaczą i kopią dalej.

- I to ma być tuż pod moimi oknami i balkonem? Ma być przymocowane parę centymetrów pod oknem od pokoju dziecinnego? - w moim głosie szybko narastało podenerwowanie.

- No tak, tak wypada. Tak sobie lokatorzy zażyczyli. - wyjaśniają.

Z robotnikami nie było co dyskutować. Oni tylko wykonywali polecenie. Mnie jednak zalała przysłowiowa krew, bo po pierwsze smarkacze będą teraz mogli po siatce wspiąć się i zaglądać mi w okna, może straszyć dzieci. Po drugie, kiedy spadnie mi coś pod balkon, trzeba będzie latać dookoła i jeszcze przez odgrodzony od dawna teren po byłym przedszkolu, czyli ze sto metrów. No i po trzecie, ładnie to wyglądać nie będzie.

Dziś wciąż tkwi sam słupek, ale wkrótce zamocują na nim siatkę, której drugi koniec przytwierdzą do ściany pod naszym oknem.

Jestem wściekła. Słusznie, czy nie? Tracę poczucie, czy to ja jestem stuknięta, czy sąsiedzi?

 

muszelka : :
maj 24 2004 prezent komunijny
Komentarze: 7

W najbliższą niedzielę mamy I Komunię Św. jedynej (jak dotąd) kuzynki naszych dzieci. Chyba już o tym pisałam... Nie będę sprawdzać. W każdym bądź razie zdecydowaliśmy się kupić w prezencie głównym kompaktowy aparat fotograficzny z upominkowym opakowaniem, bateriami i filmem w zestawie. Do tego mam zamiar dokupić jakieś wydanie Biblii dla dzieci. Czy to jest trafny wybór? Zupełnie wypadłam z obiegu...

A niżej Muszelki wracające z przedszkola do domciu:

 

 



Z ostatniej chwili:

Nela poszarpała się o cos z Miśkiem i zdaje sięprzyłożyła mu  co nieco, więc krzyczy do taty:

- Tata Michał zaraz będzie płakał, ale to nieprawda, nie wierz mu!

 

muszelka : :
maj 22 2004 pichcę
Komentarze: 5

Sobota, więc pichcę też na niedzielę. nawet jakoś sobie radzę, choć - jak wiadomo - nie lubię gotować. Dziergam też kolejną sukienkę dla mojej Księżniczki. Ignoruję zimno. Trochę sprzątam. Czasem zerknę na tiwi. Żałuję, że dziś nie jest dobra pogoda na aranżację kwietną balkonu. Najwyższy czas przecież.

Dziś też zaczynam intensywna terapię farmakologiczną, bo moje wyniki badań są - delikatnie określając - niepokojące. Leki wykupione. Wieczorem startuję z dawkowaniem ich.

Idę zajrzeć do nastawionej kolacji na gorąco, a potem podciągnę z dwa rzędy robótki.

Acha, jak podoba się moje zdjęcie i jego oprawa (to u góry w szablonie)?

 

muszelka : :
maj 21 2004 poprawiam sobie humor
Komentarze: 6

I dlatego urządziłam sobie na balkonie coś o czym od początku wiosny myślałam, a mianowicie "biurko" na balkonie. Zataszczyłam tam mojego laptopa i pracuję nad książką, której szkic powstał jeszcze w tamtym roku przed śmiercią Mamy. Teraz dodaję istniejącej już treści, nastroju, serca i wzruszeń. Kilka godziń siedziałam nad trzema akapitami. Zaiste dużo łatwiej jest pisać samą fabułę, wydarzenie po wydarzeniu, niż nadawać im koloryt, nadawać im ciężar gatunkowy, ciepło albo chłód. Tu trzeba ważyć każde słowo, ba, nawet każdy przecinek, który potrafi zmienić rytm zdania, a więc i rytm wzruszen czytelnika.

Chciałabym się zasiedzieć przy tym moim letnim "biurku". Jak się pięknie urządzę, zrobię zdjęcie. Teraz jest tylko prowizorka.

A rano, kiedy Marcin wybył na drugi koniec Krakowa do swojej pani doktor, ja wrzuciłam do wieży swoje stare kasety z "Gumą do żucia" Jandy, a potem z piosenkami Tosi Krzysztoń. Śpiewałam z nimi na cały głos, nie szczypiąc się. Marcin nie lubi, gdy to robię, a ja uwielbiam śpiewać, uwielbiem od dzieciństwa. Podrzuciłam całe 6 litrów nowej ziemi mojemu największemu fikusowi-beniaminkowi, zlałam go woda pod prysznicem, a potem zabrałam się za w/w balkon i "biurko".

Udaję, że dół mi mija. Może minie...

 

muszelka : :