Archiwum grudzień 2003, strona 3


gru 10 2003 nic
Komentarze: 8

Chciałam coś napisać, ale nie mogę. Jak to możliwe? Tak tu było miło...przyjaźnie, a teraz...

Chciałam coś napisać, ale...

 

muszelka : :
gru 09 2003 czy jest tatuś?
Komentarze: 7

Kiedy poszłam po Michałka do przedszkola, Marcin został z Nelą w domu. W tym czasie do drzwi zapukał sąsiad z bloku w sprawie jakiejś petycji do administracji. Marcin otworzył, a ten pyta:

- Czy jest tatuś w domu?

- Ale ja tu nie mieszkam z rodzicami... - odpowiedział mocno zdziwiony Marcin.

- A kto tu mieszka? - sąsiad najwidoczniej ma słaby refleks.

- No, ja tu mieszkam... - Ach, ile bym dała za możliwość zobaczenia miny Marcina w tym momencie. On tak śmiesznie reaguje na głupie sytuacje.

Wtedy sąsiad przeszedł do meritum, po czym został odprawiony z kwitkiem, bo nam administracja nie zawyża opłat za wodę.

 

muszelka : :
gru 08 2003 zła energia
Komentarze: 7

Nie mogłam wczoraj zrozumieć, dlaczego czułam się taka "brudna" po wyjściu gości...Co to ma znaczyć? Dlaczego tak podle się czułam? Ale podczas gadu-gadu z Belief dotarło do mnie, że to przez te złe uczucia. Przez to, że wzbudzają we mnie złość, gorycz, niechęć do siebie, smutek i całą tę złą energię. To ona mnie tak "brudzi". To było okropne. Ale teraz mam nadzieję następny rzut będzie w okolicach Dnia Dziecka. Pół roku z głowy. Może nabiorę jakiejś odporności?

A tu nowy tydzień. Misiek nie chciał iść do przedszkola, bo ciężko mu pozostawić nowe zabawki. Nela jeszcze kuruje krosty. Monitor dostał w łeb od Marcina i na razie przestał mrugać i ściemniać ;-)

 

muszelka : :
gru 07 2003 byli
Komentarze: 8

Byli dzisiaj. Chrzestny Neli z żoną. Ja - oczywiście - czuję się po ich wyjściu, jakbym dostała w twarz. Czuję się okropnie. Brat teściowej unika nawet wzrokowego kontaktu ze mną. Od samego wejścia widać, że chce jak najszybciej wyjść. To po co przychodzi? Po co? Dlaczego mnie tak nienawidzą? Za to, że trwam przy Marcinie? Że dźwigam ten krzyż, że nie poddaję się? Dlaczego? Dlaczego uażają się za lepszych? Jakim prawem? Pojęcia nie mają o naszym cierpieniu, osamotnieniu, zepchnięciu na margines. O naszych obawach i naszych zmaganiach. Jakim prawem tak mnie traktują?!

Nie mogę, nie mogę tego znieść!

Nie jestem gorsza! Nie jestm gorsza dlatego, że nie lubię zaglądać do kieliszka i nie bawi mnie kicz, nie bawią mnie głupoty. Nie jestem gorsza dlatego, że chodzę do kościoła i wiara jest dla mnie ważna. Nie jestem gorsza dlatego, że mam magistra, a oni wszyscy nie więcej, niż zawodowe wykształcenie. Nie jestem gorsza dlatego, że nie poddałam się władaniu rodzinnej despotki, mojej teściowej.

Całą rodzinę Marcina zwróciła przeciwko mnie. Stara klempa, która od lat nie pracuje, tylko żeruje na wysokiej emeryturze własnej matki (jeszcze do niedawna ganiała ją do dotakowej pracy). Stara klempa, która tylko dba o czystość w mieszkaniu, a nie dba o swoje wnętrze. Stara klempa, która na ulicy przechodzi obok swoich wnuków, jak obok obcych istot!

Sorry! Rzadko popadam w taki stan, ale nie mogę znieść tej niesprawiedliwości. Musiałam to zrzucić choćby częściowo.

Stara klempa!!!

 

muszelka : :
gru 07 2003 będzie ślub a nawet dwa
Komentarze: 4

W przyszłym roku czekają nas dwa wazne śluby: urocze siostry, chrzestne moich Muszelek wychodzą za mąż. Jedna już w styczniu, a druga w kwietniu. Dziewczyny sa niezwykłe, cudowne, kochane. Ich mama poprosiła, abym wyszyła i wydziergała na słub chusteczki-serwetki na obrączki. Ja co prawda ne znałąm tego zwyczaju, ale znalazłam ładne wzorki i teraz robię jedną. Dwa malutkie gołąbi (błękitne) niosą w dzióbkach złote obrączki - to motyw wyszyty drobymi krzyżykami na białym lnie. A wykończenie, czyli brzegi chusteczki będą szydełkowe, duża i efektowna koronka. Robię to z przyjemnością i wkłądam w to całe serce. Bardzo lubię obie dziewczyny, bardzo.

A Wy spotkaliście się z takim zwyczajem?

Drugie, co chciałam dziś zrzucić na bloga, to moja złośc na chrzestnego Neli. On jest z rodziny Marcina, a konkretnie jest bratem teściowej. I zazwyczaj wpada do nas ze swoją żoną dwa razy do roku: w okolicach Dnia Dziecka i Mikołaja. No właśnie, w okolicach...To jest dla mnie męka. Trafić w termin, kiedy łaskawie się pojawi, bo coś takiego, jak telefon i uprzedzenie gospodyni, czyli mnie, jest poza jego zaięgiem. Dlatego zazwyczaj zjawiają się w najmniej odpowiednich momentach: kiedy jest totalny bałagan, nie mam nic słodkiego na stół, a Marcin chowa się po kątach. Rozmowa się nie klei, ja jestem spięta i z trudem panuję nad złością.

I teraz znowu to samo. Wczoraj oczekiwaliśmy ich cały dzionek. Pudło. Kiedy przyjdą? Oto jest zagadka. Ostatnio Dzień Dziecka obchodzili po ponad tygodniu.

 

muszelka : :