Archiwum styczeń 2004, strona 1


sty 27 2004 ciężko
Komentarze: 8

Jakoś przeżyłam ten dzień. Ale żyłki w oczach znowu popękały od płaczu, głowa nie chce przestać boleć, a Miś wieczorem zapytał z niepokojem i dziecięcą troską:

- Pamiętasz, mamusiu, jak rano płakałaś?

Jak miałam nie pamiętać? Tym bardziej, że potem wyrzucałam sobie, że to dzieci widziały. Jednak Marcin był tak wyjątkowo nieznośny, że nie dałam rady się maskować i kiedy wykręcił nóżkę Michałka, wszytsko we mnie puściło.

Teraz dom ucichł. Nelcia jutro ma piąte urodziny. Do południa upiekę jej tort. Żebym nie zapomniała rano wziąć czekoladek do przedszkola...

[Do wiadomości nowych blogowiczów: mój Marcin jest od kilku lat pod opieką psychiatry, bardzo dobrego. Ostatnio nawet był 7 miesięcy w szpitalu. Niestety schizofrenia u niego nie jest na razie do całkowitego opanowania]

Wczoraj przygotowałam jeden wywiad. Dziś drugi. Oba na ten ten sam temat, ale rozmówcy patrzą nań z różnych stron, choć stoją po jednej stronie "barykady". Mam do opracowania bardzo ciekawy i obszerny materiał do jednej z moich redakcji. Chciałabym, aby temat zdążył do marcowego numeru. Może mi się uda? Niestety, moją zasadą w tej kwestii jest nie ujanianie szczegółów.

Dla ciekawych mogę tylko ogólnie zdradzić, z kim robiłam wywiady. Dużo tego było, ale z bardziej znanych to:

- Przemek Babiarz (kolega ze studiów :-)

- Krystyna Janda (czysta przyjemność rzomowy z kimś takim)

- Justyna Steczkowska (Magda, jej siostra jest sympatyczniejsza ----> Indigo)

- Mietek Szcześniak (mój ulubieniec!)

- Anotonina Krzysztoń (niezwykła, sama poezja)

- SDM, czyli Stare Dobre Małżeństwo (trochę sztywni)

- Wojciech Cejrowski (ostatnio zdziwaczał)

- Marcin Popieszalski ( bardzo muzykalny)

- Maleo (teraz bardziej z "Arki Noego")

- Norbi (przesympatyczny)

...no dobra, wystarczy.

 

Ja wiem, że dużo smęcę na moim blogu, ale po to go założyłam...Jest formą rozładowania stresu i poczucia samotności.

Czy jutro będzie jaśniejsze dla mnie?

 

muszelka : :
sty 27 2004 co ja mam robić?
Komentarze: 9

Z Marcinem coraz gorzej...Jest okropny...okropny. Dziś o mało nie zwichnął Michałkowi nogi. Szarpie Nelę. Nie krzyczy, tylko ryczy. A oczy...oczy ma...trudno mi opisać, oczy są jak u dzikiej bestii (pełne wrogości, zacięte i dzikie).

Co ja mam robić? Gdzie uciec? jak się bronić? Kto mi pomoże?

 

muszelka : :
sty 26 2004 brak uczuć
Komentarze: 5

W chorobie Marcina najgorzej znoszę jego brak uczuć. Już prawie nie pamiętam, co znaczy czułość męża, zapominam także o troskliwości, o współczuciu. Teraz, kiedy mu wraca psychoza, pojawia się jeszcze ta koszmarna wrogość, jakiś chłodny cynizm, upór. On nie dostrzega w mojej postawie nic pozytywnego, a wręcz przeciwnie. A ile kobiet zdecydowałoby się zostać przy tak chorym mężu? Większość małżeństw po odkryciu schizofrenii rozpada się.

Czuję się podle: znowu nadciąga wielki smutek, żal, poczucie niesprawiedliwości, braku nadziei na przyszłość.

Siostry już nie ma w Krakowie, przyjaciół się wstydzę. Osacza mnie samotność.

I napiszę coś jeszcze, moja siorka uważa, że nie jest wykluczone, iż do zamentu na moim blogu mógł się przyczynić nie kto inny, jak Marcin...Ale ja już nic nie wiem...nie wiem...Czuję tylko ból....i smutek....

muszelka : :
sty 26 2004 świadomość we śnie
Komentarze: 7

Miałam dziś jeden ze szczególnych snów. Taki, w którym miałam świadomosć, że śnię. A było tak:

Jak za dawnych, studenckich czasów wracałam z Krakowa do Darłowa. Ostatni etap zawsze pokonywałam autobusem Koszalin-Darłowo, ale tym razem stary, znajomy kierowca podwiózł mnie pod sam blok (przy okazji przypomniałam sobie, jak kiedyś  kokietowałam go przez wsteczne lusterko w autobusie). Radość powrotu. Biegiem do domu, a tam pod naszą klatką siedzą Mama i Jej sąsiadka-psiapsiółka, która umarła kilka miesięcy później. Siedzą, jak kidyś i cieszą się na mój widok. Podchodzę, witam się... i w tym momencie myślę sobie: "Przecież one nie żyją, a ja je widzę tak wyraźnie. Każdą zmarszczę Mamy, szczegóły Jej uśmiechu, słyszę jej głos. Szkoda, że na jawie tak nie potrafię. jaki ten mózg jest niezwykły." Na tym zadziwieniu fabuła sny mi się urywa. może wydarzenia potoczyły się dalej, ale mój mózg zdecydowal, że nie powinnam tego pamiętać. Pewnie za bardzo go oceniałam...:-)

Już nie pierwszy raz we śnie miałam świadomość, że śnię i świadomie wykorzystywałam ten stan. Czyż nasz mózg nie jest fenomenalny! Szkoda, że tak mało umiemy z niego korzystać.

I tak to bywa...

Marcin znowu czuje się gorzej. W dodatku narobił tyle do przodu w pracy, że nie dostaje nowych materiałów, a on bez roboty traci poczucie sensu. Oj przydałoby się jakies dodatkowe zlecenie.

A ja znowu muszę sobie uświadomić, że nie rzuca się pereł przed wieprze...

 

muszelka : :
sty 24 2004 bajka o smutnej dziewczynce
Komentarze: 9

Mała smutna dziewczynka bardzo chciała odnaleźć uśmiech. Nie było to łatwe, bo mieszkała ze smutną mamą i smutnym tatą, i nawet jej młodszy braciszek był smutny. Starała się bardzo: robiła minki do lusterka, kazała się łaskotać, jadła czekoladę...i...nic.

Pewnego razu w parku spotkała miłą staruszkę, która bardzo przejęła się smutnym losem dziewczynki. Powiedziała, że chyba umie jej pomóc i zaprosiła do swojej chatki. Staruszka nauczyła dziewczynkę szyć malutkie, wesołe i bardzo kolorowe laleczki ze szmatek. Już sam ich widok sprawiał, że buzia dziewczynki pojaśniała.

 - Jakie one są wesołe! Jakie mięciutkie! – zawołała – Dziękuję, że nauczyłaś mnie, jak je uszyć!

Dziewczynka wróciła do smutnego domu i poprosiła mamę o dużo kolorowych szmatek. Zamierzała uszyć sobie dużą, pstrokatą lalę. Na drugi dzień lala była gotowa i dziewczynka wyszła z nią na podwórko. Jej koleżanki aż buzie pootwierały z wrażenia, a to dlatego, że dziewczynka się uśmiechała i że miała taką piękną lalę.

- Ja też bym chciała mieć taką! – zawołała jedna z nich – I ja! I ja! – dołączyły inne koleżanki.

Dziewczynka obiecała, że uszyje i dla nich kolorowe lalki. Jak powiedziała, tak zrobiła. Każdego kolejnego dnia przynosiła nową gałgankową, wesołą lalę, aż wszystkie dziewczynki z podwórka zostały obdarowane i wszystkie się wesoło bawiły, śmiały i śpiewały.

Ale jedna z nich pozazdrościła naszej dziewczynce tej umiejętności. Rozpruła lalę, którą od niej dostała i przyglądała się, jak była uszyta. Potem zabrała się do zrobienia swojej własnej lalki. Udało się jej, z czego była bardzo dumna. Wyrzuciła więc na śmieci podarunek koleżanki, a na podwórko przyszła ze swoją nową lalą. Od razu pochwaliła się naszej dziewczynce, która na nowo nauczyła się już śmiać.

- Zobacz, uszyłam sobie swoją lalkę! Prawda, że piękna! – zapytała.

- Tak...piękna... – odpowiedziała zaskoczona dziewczynka – A co zrobiłaś z tamtą lalą?

- A...tą od ciebie? – machnęła ręką – rozprułam, a potem wyrzuciłam.

Naszej dziewczynce uśmiech natychmiast zniknął z twarzy. Pomyślała o laleczce, którą szyła nie tylko palcami, ale całym swoim serduszkiem. Ta laleczka leżała teraz gdzieś w śmieciach. Ale to jeszcze nie był koniec. Koleżanka, która podpatrzyła, jak się szyje lalki, zaczęła mówić do innych dziewczynek:

- Zobacz, twojej lalce kiwa się głowa – i do innej – A twoja ma krzywe ręce. – i tak u każdej laleczki znajdowała jakieś wady.

– Wiecie co, ja wam uszyję dużo ładniejsze, chcecie? – zaproponowała.

Niektóre dziewczynki się zgodziły, więc uszyła im swoje lalki, ale zanim oddała je nowym właścicielkom, poszła do naszej dziewczynki „poradzić się”, czy czegoś nie trzeba poprawić. Tak naprawdę chciała zobaczyć minę koleżanki, kiedy ta zobaczy jej lalki.

Nasza dziewczynka szczerze pochwaliła dzieło koleżanki, ale jej serduszko bardzo się zasmuciło, kiedy dowiedziała się, że te lalki mają zastąpić te poprzednie, które sama z taką radością uszyła. ”Co teraz z nimi będzie?” – myślała z troską. „Pewnie też wylądują na śmietniku? Biedne laleczki” – i dziewczynka zapłakała. Zrobiło jej się tak bardzo smutno, że znowu nie umiała się uśmiechnąć i wszystkie lale, które szyła od tej pory były bardzo smutne.

 

muszelka : :