Komentarze: 7
Zrobilam już ten Różaniec dla Mamy (też z frywolitek):
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 |
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
Zrobilam już ten Różaniec dla Mamy (też z frywolitek):
Jesteście kochani! Bardzo Wam dziękuję za tę otuchę! jakoś tak się zlożylo, że moi najbliżsi przyjaciele rozjechali się po Polsce i po świecie, a nie umiem zabierać czasu ludziom, z którymi tak bardzo się nie zbliżylam. To jest też jeden z najwazniejszych powodów pisania na blogu. :-) Przynosi mi ulgę, kiedy wyrzucę z siebie pewne destrukcyjne myśli, czy emocje.
Kiedyś bylam bardzo wesolą dziewczyną...i ta radość jakoś tam we mnie jeszcze tkwi, tylko sytuacja, problemy ją przyćmily, zdominowaly.
A Mama, niestety, ma już swoje lata, ponad 70, więc każda operacja stoi pod dużym znakiem zapytania. Musze jednak wierzyć, że organizm przyjmie te jakieś "sztuczne" rozwiązania, jakie Jej zainstalowali i nie będzie potrzeb drugi raz otwierać...Musze mocno w to wierzyć. Wtorek będzie kluczowym dniem. Trzeba przetrwać do wtorku. Robię w intencji zdrowia Mamy różaniec z fywolitek i koralików...
Ja dopiero debiutuje w tej technice frywolitek. Przyuczam się i eksperymentuję. Daje mi to ukojenie.
I takim minioptymistycznym akcentem zanurzam się w sobotę...
Mama jest wciąż na OIOM-ie. Stan poważny. Trzeba czekać aż do wtorku, bo wtedy się okaże, czy nie będzie potrzebna druga operacja...Ale druga operacja sama w sobie będzie zagrożeniem, bo Mama ma slabe serce. Wydzwaniam do szpitala, lekarze wyrażają się o jej stanie z taką powagą...Az ciarki przechodzą po calym ciele. A tu Marcin, dzieci, taaaka odleglość.
Co ja mam robić? Już przestalam racjonalnie myśleć, a nie ma kolo mnie nikogo...Co ja mam robić? Tata też calkiem zalamany...
Mój Boże, co ja mam robić?
Calą noc i wlaściwie, aż do tej pory boje się telefonu od Taty...To niesamowite, jakie myśli prychodzą czowiekowi do glowy w takich chwilach. Jestem napięta do granic możliwości. Myślę, że gdybym byla tam, na miejcu, byloby mi lżej, a ta niepewność jest naprawdę zabójcza.
Tymczasem pogoda się zdecydowanie poprawia, więc już wyrzucilam jedno pranie na balkon a pralka męczy się nad kolejnym. Ja natomiast męczę frywolitki, bo na intelektualną pracę - niestety - nie nadaję się.
Dziękuję za modlitwy i dobre slowa! Będzie dobrze, prawda?